> Główna > obwód miński > rejon stołpecki > wieś Wielki Dwór (Horodziej) > Zespół dworsko-parkowy Brochockich
Wielki Dwór (Horodziej). Zespół dworsko-parkowy Brochockich
Wielki Dwór (Horodziej). Zespół dworsko-parkowy Brochockich

Zespół dworsko-parkowy Brochockich | Wielki Dwór (Horodziej)

Rok budowy (przebudowy): > 1800
Współrzędne geograficzne:
53° 21'16.56"N, 26° 32'27.78"E

Albumy zdjęć

Wybrane zdjęcia

Wielki Dwór (Horodziej). Zespół dworsko-parkowy Brochockich

Pałac Brochockich w Wielkim Dworze - Horodzieju Foto © К. Шастоўскі |

Wielki Dwór (Horodziej). Zespół dworsko-parkowy Brochockich

Sklepienie piwnicy Foto © К. Шастоўскі |

Wielki Dwór (Horodziej). Zespół dworsko-parkowy Brochockich

Fasada główna Foto © К. Шастоўскі |

<< Początek Dalej >>

Pamięć wszystkich opowiadających nie sięgała dalej, niż do Adama Brochockiego, właściciela majątku, i lat 1830-1840. Adam Brochocki stworzył majątek i zabudowania których resztki dotrwały do dnia dzisiejszego. On założył park pobudował pałac, utworzył jezioro zwane kiedyś Nowym, nasypując wały od strony niskich łąk i budując mostek z zastawkami. Dzisiaj Stare Jezioro znikło a Nowe zostało powiększone.

Od strony północnej Nowego Jeziora była niewielka łączka obsadzona dokoła krzewami i drzewami. To dzisiaj można byłoby nazwać plażą. Tam był niewielki pomost, stały łódki spacerowe, tam na trawie urządzano majówki, czyli obiady na trawie. Jezioro było muliste wiec co pewien czas spuszczano wodę i wywożono muł. Dno jeziora przylegające do opisywanej łączki wysypywano piaskiem przywożonym z piaskowni która znajdowała się na północ od majątku przy rozstaju dróg na Worotyszcze i Podlesie /około pół kilometra od bramy majątku/. Tę piaskownię jeszcze ja pamiętam.

Przed pałacem był gazon kwiatowy a przez rzeczkę łączącą Nowe i Stare jeziora był mostek prowadzący wprost na nasypaną przez łąki groblę aż do traktu Mir – Horodziej – Nieśwież. Patrząc od pałacu – na lewo za mostkiem była droga prowadząca do Dereczyniec. Pałac był widoczny z traktu bowiem droga była prosta jak strzała, wysadzona częściowo brzozami co widać jeszcze na niemieckiej mapie z I Wojny Światowej. Gazon był obsadzony krzewami a za nimi do mostku biegły od pałacu dwie drogi obiegające z dwu stron gazon. Ruiny mostku widoczne na rysunku Ordy jeszcze ja pamiętam.

PAŁAC zbudowany w latach 1830 –1840 miał już prymitywną kanalizację. Przy obu skrzydłach były zejścia do piwnic. Zejście od strony wschodniej prowadziło do izb mieszkalnych służby, skarbczyku i bocznej klatki schodowej tak zwane wejście kuchenne. Tymi schodami wnoszono na wysoki parter /I kondygnacja/ ciepłe dania ze stojącej za oranżerią kuchni. W pałacu kuchni nie było. W skarbczyku nie przechowywano skarbów, chowano tam wina, wódki, cukier, miód, pieprz i inne przyprawy – wtedy bardzo drogie. Klucz od skarbczyka miała ochmistrzyni. Mniej cenniejsze produkty – mąkę, mięso, słoninę przechowywano w spiżarni przy kuchni i piwniczce.

Pod pałacem biegł kanał, dochodził do zejścia zachodniego i dalej przez park dochodził do rzeczki zasilającej jezioro. W zejściach do piwnic były położone kamienie młyńskie z dziurą w środku. Tu wylewano nieczystości. Do kanału podłączone były rury deszczowe, woda deszczowa z rynien spływała też do kanału.

W czasie remontu pałacu z przeznaczeniem na szkołę / wiosna-lato 1934 r. / stwierdzono, że woda nie spływa kanałem. Byłem świadkiem, kiedy podniesiono kamień młyński w zachodnim zejściu do piwnic i odkopano wejście do kanału. Stwierdzono, że pod pałacem, między zejściem wschodnim i zachodnim, kanał jest czysty. Jeden z pracowników wlazł więc do kanału prowadzącego przez park do rzeczki. Kanał miał wymiary takie, że człowiek średniego wzrostu mógł wejść do niego na czworakach. Z latarką elektryczną ochotnik do badania kanału dotarł mniej – więcej na 10 metrów od pałacu i stwierdził że dalej kanał jest zawalony cegłami ze sklepienia kanału i ziemią.

Kanału już nie odbudowano. Dawniej do kanału była podłączona oficyna. Woda deszczowa z jej dachu była odprowadzana kanałem do rzeczki. Ujście kanału do rzeczki jeszcze ja widziałem, było to kilkanaście cegieł z zawalonego sklepienia kanału.

Na tak zwanych „ślepych oknach” w pałacu, były malowane ramy okienne i szyby. Pamiętam te namalowane okna na ślepych oknach suteren i wysokiego parteru. W południowych oknach, w każdym pokoju, była wstawiona jedna kolorowa szyba. Pamiętam, że jeszcze przed remontem pałacu w 1934 roku, w pokoju na prawo od salonu z trzema drzwiami prowadzącymi na taras /dzisiaj zamurowane/ była szyba fioletowa, a na lewo – szyba pomarańczowa. Zastąpiono je w czasie remontu normalnymi szybami.

OFICYNA. Budynek na planie kwadratu miał tylko jedno pomieszczenie z drzwiami od strony majątku i od strony parku. W kącie były kręcone schody na dach. Ten dach był bardzo dziwny. Nigdzie więcej takiego dachu nie widziałem. Był wklęsły a woda deszczowa spływała do rury przechodzącej przez środek pomieszczenia i dalej do pałacowego kanału i do rzeczki. Dach był schowany za murkiem z tralkami. W oficynie mieszkali goście, ale tylko mężczyźni.

ORANŻERIA z przyległym do niej trephausem /z niemieckiego – ciepły dom/ stała naprzeciw oficyny po drugiej stronie pałacu. Obok była cieplarnia. W oranżerii, opalanej w zimie, hodowano drzewka pomarańczy, cytryn, jakieś inne ciepłolubne rośliny i kwiaty. Latem wynoszono je i ustawiano na stopniach tarasu pałacowego. Trephaus był jakby przedłużeniem oranżerii. W cieplarni palono też przez całą zimę i hodowano rozsady które potem wysadzano do inspektów /sałata, rzodkiewki, ogórki, pomidory/.

KUCHNIA – za oranżerią był budynek w którym mieściła się kuchnia, spiżarnia, piwnica, a innych pomieszczeniach – szwalnia gdzie szyto i haftowano, pralnia i prasowalnia oraz prawdopodobnie stolarnia.

BROWAR – za czasów Brochockiego produkowano tu piwo, w przybudowanej wołowni tuczono woły na sprzedaż. Za paszę służyły również odpady po produkcji piwa. Kiedy córki Adama Brochockiego rozpoczęły produkcję serów holenderskich, browar zlikwidowano i przebudowano na mieszkania pracowników.

POHREB – duża sklepiona budowla zagłębiona w ziemi, sklepiona, z kamieni i cegły, wzniesiona obok browaru, służyła do przechowywania i dojrzewania piwa. Z chwilą likwidacji browaru pohreb służył jako piwnice dla pracowników. Wnętrze podzielono na kilka oddzielnych pomieszczeń. Sklepienie pohrebu było przysypane grubą warstwą ziemi, rosły na nim krzewy a nawet drzewa. Za mojej pamięci był jeszcze w dobrym stanie, dzieci wykorzystywały nasyp do zjeżdżania na sankach.

ŚWIREN – /spichlerz/ duży, kilkukondygnacyjny budynek. W wysokich piwnicach – podwale, przechowywano naftę, smar do osi wozów /kołamaź/, dziegieć, łopaty, grabie i inny sprzęt gospodarski. Na I i II piętrze był magazyn zbożowy. Między świrnem a pohrebam była tak zwana pawietka – na czterech murowanych słupach był dach. Tu w razie deszczu mogły się schronić wozy ze zbożem. Oprócz schodów, przy wejściu do magazynu zbożowego był zbudowany rodzaj drewnianego wyciągu. Worek ze zbożem prosto z wozu mógł być podnoszony za pomocą liny i krążka na podest wejściowy. Urządzenie to za mojej pamięci nie było używane.

WĘDZARNIA stała obok serowarni, w piwnicach pod nią mieściły się lodownia, spiżarnie, i prawdopodobnie dojrzewalnia serów holenderskich. Wydaje się, że pagórek na którym stała, utworzony został sztucznie poprzez obsypanie ziemią wybudowanych na poziomie gruntu piwnic. Wędzarnia została spalona w czasie I Wojny światowej.

SADZAWKA – sztuczny, płytki, niewielki zbiornik wodny. Złowione ryby wpuszczano do sadzawki gdzie bardzo łatwo można było je odłowić powtórnie w razie potrzeby.

ASTRAWOK – /wysepka/, naturalne wzniesienie /pagórek/ przy drodze do Dereczyniec. Stała tu kaplica Brochockich osadzona kasztanami. Niedaleko była chatynka stróża. Czy pilnował on tylko kaplicy, czy miał też inne zadania, nie wiem. W czasie I Wojny Światowej na tym pagórku grzebano zmarłych z ran żołnierzy rosyjskich, niemieckich i polskich. Ekshumowano groby w 1935 lub w 1936 roku. Pamiętam jeszcze fundamenty kaplicy Brochockich i rosnące obok kasztany.

GARKUCHNIA – budynek w którym gotowano i karmiono pracowników nie mieszkających w majątku. Z opowiadań wynikało, że w samym majątku mieszkało niewielu pracowników. Służba pałacowa mieszkała w suterenach pałacu. Kucharki, praczki, szwaczki, fornale, dochodzili z pobliskich wsi – Nowej Wioski, Dereczyniec, może z jeszcze innych miejscowości. Holender wyrabiający sery mieszkał w budynku serowarni. Specjaliści browarniani – w budynku browaru. Rządca majątku miał mieszkanie nad kancelarią.

Opowiadano, że mieszkańcy majątku za czasów Brochockich musieli być bezżenni albo bezdzietni. Żadnych dzieci ! Dzieci to naród nieprzewidywalny, włażą wszędzie, co można to złamią, zniszczą. Krzyczą, wrzeszczą, kłócą się, płaczą, hasają gdzie można i nie można. Żywioł nie do opanowania.

MŁYNOK /młynek/ – zbudowany nad Nowym Jeziorem był w rzeczywistości olejarnią. Wyciskano w nim olej z siemienia lnianego. Czytałem w jakimś opracowaniu, że w okolicach Horodzieja były najlepsze lny na świecie. Długie i bardzo delikatne włókna lnu pozwalały wytwarzać najlepszego gatunku płótna lniane.

Adam Brochocki jako dawny pułkownik, trzymał wszystko żelazną ręką, wymagał wojskowej dyscypliny, prawdę mówiąc, był tyranem i dla służby, i dla swojej rodziny. Mówiono, że w swoich wsiach kazał zasadzać sadki, sadzić drzewa. Potem niektórzy polikwidowali te pańskie fanaberie.

Wzdłuż wschodniej i zachodniej strony pałacu były aleje ze stuletnich lip, pamiętał je jeszcze mój ojciec. Ja pamiętam tylko, że z tych alei zostało tylko po cztery lipy w jednym rzędzie a dalej dwa stare modrzewie po obu stronach gazonu.

Syrokomla będąc gościem Brochockiego, zachwycał się i majątkiem i okolicą. Tak, majątek był cackiem, gospodarz znakomity, a którz pytał by o jego stosunki z córkami i ze służbą.

Służba truchlała przy spotkaniu pana. Jeden tylko człowiek nie bał się Brochockiego, ogrodnik – Niemiec. Kiedy Brochocki krzyczał i bił pięscią w stół, ogrodnik też krzyczał i bił pięścią. Po jakiemu oni ze sobą rozmawiali, ten Niemiec i Brochocki, pytał mój ojciec. Jak to po jakiemu – po polsku, informował opowiadacz. Ogrodnik, młody człowiek, pochodził widocznie z tej części Polski, która wtedy należała do Niemiec.

Maria, córka Brochockiego, zakochała się w tym ogrodniku. Kiedy jej ojciec dowiedział się o tym, ogrodnika zwolnił a córkę zamknął w pokoiku do którego wejście prowadziło tylko z jego gabinetu. Zabronił jej wychodzić a służbie polecił pilnować jej, jak oka w głowie. Ogrodnik zamieszkał niedaleko i przez przekupioną służbę kontaktował się listownie z Marią. Pod nieobecność Brochockiego Maria związała prześcieradła i przez okno wydostała się do ukochanego który już na nią czekał. Mówiono, że służba wypuściła ją drzwiami a prześcieradła związano dla pozoru. Adam Brochocki wyklął Marię a wszystkie majątki zapisał drugiej córce – Emilii

Starzejąc się, Brochocki widocznie cierpiał na bezsenność i długo w nocy /da pierszych pieuniau/ siedział przy świetle, prawdopodobnie czytając. Światło widzieli nocni stróże, pytali więc lokajów, co ten pan robi tak późno w nocy. Dla ludzi zmęczonych pracą i idących spać z kurami, było to niepojęte. Lokaje opowiadali, że pan w nocy czyta „czarne księgi”. I tak Brochocki nazwany został czarownikiem.

O jego srogości opowiadano ze zgrozą. Kiedy nie mógł już chodzić, nosili go w lektyce lokaje. Kiedy giez usiadł na policzku lokaja, wpił się w ciało a po policzku płynęła strużka krwi, lokaj nie śmiał zgonić tego gza. Tu muszę wyjaśnić, że lektyki nie nosiło czterech lokajów, ci mieliby jedną rękę wolną, ale dwóch. Ci mieli zajęte obie ręce. Zeby zgonić gza, trzeba było postawić lektykę, a zrobić tego widocznie nie śmieli. Obserwatorowi z boku wydawało się to okrucieństwem.

Po śmierci trumnę z pałacu przewieziono do kaplicy na astrauku /niecały kilometr/. Trumna była tak ciężka, że z czwórki koni płatami leciała piana. To znak, że wieziono czarownika. Mój dziadek przypuszczał, że zastałe kare /czarne/ konie drobiły, rwały się do biegu, było gorąco więc piana z nich mogła lecieć i bez ciężkiej trumny.

Olgierd Stankiewicz

<< Początek Dalej >>